Dojechaliśmy do Zagaja, ale jakim kosztem! Bez drugiego samochodu nie dotarlibyśmy ani na pustynię, ani do ruin, a przecież nie mogłam dzień przed wszystkiego odwołać. Od stycznia to planowałam i te plenery musiały się odbyć, choćbym miała jechać na nie na rowerze!
Ciężki poranek
Po czterech godzinach snu, o szóstej rano w piątek odstawiłyśmy z Oliwią Opla na warsztat. Nie pozostało nam nic, jak czekać na telefon z informacją czy kciuk cezara będzie skierowany w dół czy w górę. Byłam na tyle zdenerwowana, że najchętniej bym ten samochód zezłomowała i kupiła inny w pierwszym lepszym komisie. Nawet przeszło mi przez myśl, że mogliśmy jechać Hondą, a kto ją zna chociażby z opowieści, ten wie, że to nie jest dobry pomysł…
W końcu odłożyliśmy zmartwienia na bok i jeszcze nie do końca obudzeni pojechaliśmy dopełnić formalności związane z sesją w ruinach. Przy okazji zajechaliśmy do samej huty, żeby zobaczyć wszystko na żywo i przekonać się, gdzie tak naprawdę będziemy robić zdjęcia. Po przejściu pomiędzy budynkami i wykonaniu kilku fotek wróciliśmy do stajni, by zająć się stylizacjami.
Testy
Od samego początku dzień przed plenerami miał nam posłużyć do sprawdzenia stylizacji i obczajenia sztuczek, które Oliwka wpoiła Elgoriuszowi. Usterka w samochodzie nie ma tyle mocy, by zmienić moje plany! Po kolei przebieraliśmy Oliwkę w kiecki, które wzięłam z wypożyczalni, i wszystkie prezentowały się znakomicie. Jedna była tak długa, że ciągnęła się za Elem po ziemi. To zdecydowanie moja ulubiona! Zdjęcia w niej na ściernisku wyszły super!
Porobiłam trochę fotek naszym gwiazdom wokół stajni i widziałam już, że mamy naprawdę fajne stylizacje na plener. Jednak był mały problem – ktoś musiał pokazywać Elgoriuszowi sztuczki z ziemi, a Oliwka przecież siedziała na nim.
Tricki
Wtedy nie było z nami jeszcze Oli, która uczy się u Oliwii jeździć i miała nam pomóc przy plenerze. Musieliśmy wyznaczyć kogoś odpowiedzialnego za dzisiejsze sztuczki i gdyby okazało się, że trzeba na plenerze zmienić Olę. Nie muszę chyba mówić, kogo mam do zadań specjalnych 😉
Na początku Kacap nie był przekonany, ale później uznał, że w sumie robienie “tricków koniem” może okazać się całkiem spoko. Weszliśmy z Elgoriuszem na plac i po kilku instrukcjach Oliwii Kacper dumnie dębował naszego modela. Co ciekawe, przy nim Elo dębował wyżej i bardziej agresywnie – jakby chciał wycelować w niego kopytami. Nie było to to, czego Oliwia od niego na co dzień oczekiwała, ale mi, jako fotografowi, podobały się takie widowiskowe wspięcia.
Normalny człowiek przestraszyłby się i wyszedł z placu, ale nie Kacap! Im bardziej Elgoriusz napierał, tym świetniej Kacap się bawił. Zostawiliśmy ich na chwilę samych. Kacper tak się wciągnął w “triki koniem”, że po naszym powrocie na plac udało mu się nawet położyć naszego kochanego arabka.
Wyścigi
W końcu usłyszeliśmy upragniony dzwonek w telefonie. To był mechanik! Opel czekał na odbiór, a do tego mógł wyjechać z warsztatu na własnych kółeczkach! Zapakowaliśmy się w trójkę do samochodu i ruszyliśmy w stronę miasta. Radości i uśmiechom nie było końca!
Okazało się, że przy szybkiej jeździe olej wystrzeliwał z nieszczelnego czujnika ciśnienia oleju, dlatego ta nie zaświeciła się, kiedy trzeba, ale teraz wszystko powinno działać. Jako że ja jechałam Oplem rano do warsztatu, teraz kolej na Kacapa, by pojechać nim do stajni. Zanim dobrze wsiadł do mojego demona prędkości, Oliwia swoim autem ruszyła w stronę stajni, bo “przecież Kacper nas dogoni”. No niestety nie do końca… Na pewno team Opel bardzo chciał wygrać ten wyścig, ale niestety zgubił się po drodze. Finalnie dojechali do stajni pół godziny później niż my i to kompletnie od drugiej strony… Gdyby Kacap jechał hondą, byłby pod boksem Elgoriusza zanim ruszyłybyśmy z warsztatu, ale musiałby się przy tym nie zgubić 😛
Poniżej wrzucam wam kilka fotek, które udało nam się cyknąć w piątek między robieniem tricków koniem i wcielaniem się w postaci z Szybkich i Wściekłych.